Podsumowujemy start w Ultra Roztocze 2019. Próbę generalną przed czerwcem, który będzie dla nas zwieńczeniem roku ciężkiej pracy, aby ukończyć Ultra Rzeźnika i zostać prze-Dzikiem🐗

Bartek: Na miesiąc przed głównym startem, postanowiłem pobiec 90 km, aby przekonać się na własnej skórze, co mnie czeka w niedalekiej przyszłości. No może nie do końca, ponieważ przewyższenia w pięknym Roztoczańskim Parku Narodowym sięgały 1600 m, w Bieszczadach natomiast będzie grubo powyżej 5000 m.😱Jak zawsze zakwaterowaliśmy się w pięknym drewnianym domku z kominkiem, aby po biegu móc wygrzać nasze obolałe ciało. Jest to pewnego rodzaju nagroda po kilometrach spędzonych na trasie, często w różnych warunkach pogodowych. W Bieszczadach nie będzie inaczej 😎

Zaczęliśmy wypoczęci i zmotywowani do szybkiego biegania również przez burze, które nawiedziły nas już na starcie. Pierwsze kilometry na spokojnie, delektując się czystym powietrzem, oraz pięknem otaczającej przyrody. Do 30 km i pierwszego pit stopu – przyjemny bieg nie wskazujący na większe problemy w przyszłości. Kolejna 30-stka również przebiegła bez większych problemów, oprócz tego, że końcówka strasznie mi się dłużyła no i biegłem z nowo poznanym ultrasem Krzyśkiem, który sprzedawał mi dużo ciekawych opowieści. 😉

Warto jednak wspomnieć, że na 50 km wskoczyłem do strumyka i poleżałem w nim (dosłownie) 3 minuty co dało mi fantastyczne orzeźwienie na kolejne kilometry.

Postój po 60 km okazał się rewelacyjny ze względu na to, że panie wolontariuszki zlały moją przegrzaną już trochę głowę dużą ilością lodowatej wody, co również postawiło mnie na nogi. Szybki przepak, wciągnięta zupa, a może dwie, no i oczywiście pół tabliczki czekolady – i lecimy dalej.

Ostatnie 30 km czuje się nieźle, jednak nogi wloką się powoli i zaczyna pracować głowa. Mój partner poznany chwilę przed postojem, stara się biec równo ze mną niestety, co kilometr robi przerwy na marsz, co wybija mnie mocno z rytmu, jednak staram się go zmotywować aby cały czas truchtał. Po 13 km przerywanego biegu postanawiam się odłączyć, bo wiem, że mam w sobie trochę mocy aby pobiec szybciej, a przecież czas też ważny 🙂 Dodatkowo widzę, że mój przyjaciel Łukasz dotarł do wodopoju, co z jednej strony super mnie cieszy, a z drugiej strony wiem, że straciłem sporo czasu przez te 13 km.

Ruszamy w samotną 17-stkę! Moje tempo to 6km/h czyli jak na końcówkę biegu nieźle, zamierzam się go trzymać już do końca. 6 km przed metą wypijam szybkie piwo u gargamela, po którym biegnie mi się znacznie przyjemniej (szkoda, że na każdym postoju nie serwowali), wyprzedzając po drodze 6 ultrasów. Ostatnie 3 km to iście sprinterskie tempo 5.20/km i ogromne szczęście wbiegając na metę, że to już za mną. Pierwsze myśli? Nigdy więcej! Na szczęście nie trzymają się mnie długo.


Po równych 12 godzinach ukończyłem Ultra Roztocze przebiegając łącznie 94 km (kilka razy zgubiłem trasę) zajmując 16 miejsce open, oraz 4 w kategorii senior.

Warto wspomnieć, że pierwszą noc po biegu miałem całkowicie nieprzespaną i męczyła mnie taka gorączka, że serio nie myślałem o żadnym bieganiu, ale cóż organizm myślał, pewnie, że wciąż biegnę i jestem w stanie zagrożenia życia, dlatego trzeba mnie chłodzić przez cały czas (kołdrę można było wyżymać).

Jest dobrze i będzie lepiej, głód biegania powoli zaczyna się pojawiać.💪💪💪

Łukasz: Na Ultra Roztoczu pojawiłem się po raz drugi:) w pierwszej edycji w 2017 roku debiutowałem w biegach ultra, dystans wtedy to prawie 68 km i straszne męczarnie w upale, kryzys za kryzysem i non stop powtarzane słowa NIGDY WIĘCEJ ‼️

Tym razem start na Roztoczu był podyktowany przygotowaniami do startu sezonu i na tapetę wjechał dystans 90 km. Ostatni sprawdzian okazał się świetną przygodą i zupełnie innymi doznaniami niż dwa lata wcześniej 😉

Krasnobród, 6 rano i start! I od razu zaczynamy ciekawie. Gdy tylko ruszyliśmy nastąpiło oberwanie chmury i burza ⛈️⛈️⛈️. Zanim dobiegliśmy do lasu wszyscy byli dosłownie zalani, słychać było tylko chlupot wody w butach 😂 Początek zapowiadający bardzo ciekawe zawody 😉 Postanowiliśmy z Bartasem, że biegniemy razem do pierwszego punktu kontrolnego w Zwierzyńcu. 28 km, które było do pierwszego pit stopu zleciało nam tak szybko, że nie mogliśmy uwierzyć że za nami już prawie 1/3 dystansu. Tempo trzymaliśmy iście spacerowe, między 6 a 7 minut na kilometr, rozmawiając przy tym o każdej sprawie na którą normalnie nie mamy czasu. Pierwszy odcinek był świetny, jeden z lepszych jakie pamiętam w moim biegowym życiu 👍
Po opuszczeniu Zwierzyńca postanowiłem, że będę trzymał się czasów, które wcześniej dla siebie oszacowałem i puściłem Bartasa przed sobą 💪 I o dziwo, wciąż biegło się świetnie 🏃Cały czas z tyłu głowy miałem myśli, kiedy przyjdzie pierwszy kryzys, kiedy przyjdą pierwsze skurcze. Nic z tych rzeczy ‼️ Mijam 60 km i dalej lecę według swoich planów. Na tym etapie już wiem, że nie ma takiej siły, która by mnie zatrzymała 💪💪💪

Wybiegam z Józefowa bardzo zmotywowany i najedzony 🌮🌯🍗🌶️. Piękne widoki podczas biegania w kamieniołomach napawają mnie dziwnym stanem spokoju i relaksu. Dalej trzymam swoje tempo, wrzucam troszkę muzyki i lecę do ostatniego punktu przed metą. Dobiegam do Oseredka (78 km) i ku mojemu zdziwieniu widzę Bartasa 😱 rozmawiamy chwilę, zbijamy piątkę i mój przyjaciel znika w lesie, gdzie ciśnie do mety… ja kończę jeść i lecę za nim💪

Co prawda na ostatnim odcinku nie udało mi się już złapać nikogo przed sobą, ale także nikt mnie nie wyprzedził. Po 12 godzinach i 39 minutach wbiegam z synkiem na metę i zajmuje 24 m-ce open💪 na liczniku 92 kilometry.

Podsumowując: bieg prawie idealny😎 Dobrze wyliczone tempo i dobra strategia odżywiania się na trasie przyczyniły się do braku skurczy i kryzysów. Dodatkowe plusy to przetestowany sprzęt i dobrze nastawiona głowa przed Ultra Rzeźnikiem🐗🐗🐗