Nie jestem fanem muzeów jako takich. W sensie, żeby nie zarzucić samemu sobie ignorancji – to nie jest, mój ulubiony sposób zdobywania wiedzy. Najczęściej jest, mówiąc wprost, nudno. I tyle. Są jednak muzea, które zostawiają po sobie zupełnie inne wspomnienia. A jak było w Muzeum Browaru Żywiec?

Skąd w ogóle pomysł, żeby odwiedzić Muzeum Browaru Żywiec? Ano stąd, że Żywiec jest po trasie jadąc ze Szczyrku do Zakopanego. A akurat taką trasę mieliśmy do pokonania. Dodatkowo znajomi mówili, że całkiem spoko. Jeśli chodzi o podobne miejsca, na Kubie byłem w muzeum rumu w Hawanie, wcześniej z przyjemnością słuchałem o whisky w destylarni Auchentoshan. Pomyślałem czemu nie. Z czystej ciekawości.

Przed zwiedzaniem

Niedziela, godzina 14:00. Start zwiedzania 14:20. – Czy mają Panowie rezerwację? – Ano nie mamy. Czyli to by było na tyle. – Ale mogą Panowie poczekać, bo jest rezerwacja dla dużej grupy, jeśli się nie pojawią to mogą Panowie wejść. – Jak trzeba rezerwacje robić to musi być na bogato – pomyślałem. I było. Bilet kosztuje 30 złotych. W ramach biletu otrzymujemy zwiedzanie z przewodnikiem i degustację.

Zwiedzanie Browaru

Samo zwiedzanie zaczyna się dość ciekawie, ponieważ po obejrzeniu makiety browaru i kilku mniej lub bardziej ciekawych tablic z informacjami, zostajemy zaprowadzeni do kapsuły czasu. Przenosi nas ona do roku 1856, kiedy to Albrecht Fryderyk Habsburg założył browar w Żywcu. Nie będę wam tutaj opisywał całej wycieczki, żeby nie odbierać wam przyjemności… No właśnie co do przyjemności.

Muzeum Browaru Żywiec - kapsuła czasuSuper ciekawie nie jest. Dowiemy się oczywiście o technice warzenia piwa i o jego rodzajach, natomiast wszystko to z perspektywy Browaru Żywiec. Ostatnia sala to już marketing w czystej postaci. Możemy dowiedzieć się w jakich latach piwo żywiec było eksportowane w różne części świata.

Wrażenia

Jeśli chodzi o stronę techniczną to w zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Jest nowocześnie i ciekawie. Spodobałoby się szczególnie dzieciom i młodzieży. Ale chyba nie ta grupa docelowa. Na nas największe wrażenie zrobił tor do kręgli (sic!) oraz wykorzystanie augumented reality (rzeczywistość rozszerzona). Najbardziej zawiodła nas degustacja. Najpierw dowiadujemy się, jeśli nie wiedzieliśmy wcześniej, że Żywiec to nie tylko zwykły, oklepany lager, ale też Marcowe, Białe czy Szampańskie. A na degustacji dostajemy … oklepanego lagera. Serio? Płacimy 30 złotych za bilet po czym słuchamy peanów na cześć Żywca, który jako jeden z nielicznych dużych browarów zwraca uwagę na trendy. I dlatego wypuszcza na rynek coś więcej niż bezpośrednia konkurencja. Na koniec wystarczyłoby wręczyć odwiedzającym małe szklaneczki i dać możliwość samodzielnego nalania sobie różnego piwa. Byłoby świetnie. Ale nie jest. Jest słabo. A w ustach pozostaje niesmak oklepanego lagera.

Muzeum Browaru Żywiec - kręgleW kwestii samych trendów – bardzo trafnie podsumował to przewodnik po muzeum. – Wiemy, że to browary kraftowe wyznaczają trendy na rynku. To dlatego wypuściliśmy nowe rodzaje piwa. Małe browary nigdy jednak nie będą dla nas konkurencją. Maksymalnie są wstanie opanować 12% rynku.