Mało popularny w Polsce, ale dostępny w naszym kraju Rafting, może dostarczyć frajdy i wielu pozytywnych emocji.  Adrenalina rośnie wprost proporcjonalnie do szybkości nurtu i odwrotnie proporcjonalnie do temperatury wody.  Rozrywka w większości przypadków nie jest wymagająca, bowiem niezbędny jest jedynie ponton i rzeka z wartkim nurtem. Na amatorskim poziomie samym wyzwaniem może być utrzymanie się na pokładzie,  które w głównej mierze będzie zależne od woli sternika, który dba o kurs i bezpieczeństwo na pokładzie. Wraz ze wzrostem skali trudności  i umiejętności drużyny można wyznaczać ambitniejsze cele jak np. wykonanie określonych figur, pokonanie najtrudniejszych odcinków w konkretnym stylu.

Rafting w Polsce i nieopodal

Mimo, że Polska nie jest wybitnie górską krainą, uprawianie Ratingu jest możliwe. W szczególności w okresie wiosennym po roztopach oraz po obfitych opadach deszczu, kiedy poziom wody w rzekach gwałtownie rośnie.  Największe możliwości wypróbowania raftingu mamy w Sudetach środkowych i wschodnich, na terenie Ziemi Kłodzkiej oraz w Pieniniach. Rzeki, które spełniają warunki o uprawniania tego sportu to przede wszystkim : Biała Lądecka, Dzika Orlica, Bystrzyca Dusznicka, Nysa oraz najbardziej popularny Dunajec.

Jeśli najdzie nas ochota, na zasmakowanie przygód pirata rzecznego w innym okresie roku niż wiosna, nie jesteśmy bez szans. Blisko polskiej granicy znajduje się malownicza i znana ze sportów zimowych miejscowość Liptowski Mikułasz, w której wybudowano centrum sportów wodnych. Obiekt jest otwarty cały rok, a wyposażenie go w sztuczny potok pozwala zasmakować prawdziwie realnej przygody w kontrolowanych warunkach.

Łowcy wrażeń na sztucznej rzece w Liptowskim

Aby rzetelnie zrelacjonować raftingowe przygody, zajawkowicze postanowili sprawdzić ten trop. Jako że pomysł pojawił się w okresie „posuchy hydrologicznej”, wybraliśmy przedstawiony wyżej sztuczny szlak wodny w Liptowskim. Przybyliśmy na miejsce o pięknym poranku, w ramach rozgrzewki skorzystaliśmy z dostępnego na miejscu pola do mini-golfa, aby zbudować zaufanie do członków drużyny i rozruszać barki, niezbędne do omijania przeszkód w potoku.

Po otrzymaniu ekwipunku (pianka, kamizelka, buty, kask i wiosło – pagaj), wsiedliśmy do pontonu pod okiem instruktora. Pierwsza runda była rozpoznaniem trasy z uśmiechem na twarzy i bryzą we włosach (w kasku).  Następne nie były już takie same. Nadepnęliśmy na odcisk naszemu kapitanowi, komentując łagodność trasy bez należytego respektu. Okazało się wówczas, że to nie sama trasa determinuje poziom emocji, ale sposób jej pokonania ma kluczowy wpływ na wartość emocjonalną i temperaturę ciała. Nasz sternik skutecznie zarządzał bilansem energetycznym naszych przeżyć. Kiedy emocje sięgały zenitu, ratował nas przed przegrzaniem kąpielą w lodowatym potoku.  To właśnie te momenty powodują najwięcej frajdy i pozostają najdłużej w pamięci wszystkich, którzy przetrwali podobne wydarzenie fizycznie i psychicznie.

Łowcy wrażeń w austriackim potoku górskim

Mając już jakieś wstępne wyobrażenie, postanowiliśmy sprawdzić się w prawdziwej rzece w austriackich warunkach. Z uwagi na wyzwania czasowe i rekomendacj znajomych, skorzystaliśmy z oferty M-CANOE, gdzie zostaliśmy kompleksowo wyposażeni, przeszkoleni i objęci gruntową opieką. To jeden z tych rzadkich momentów, kiedy Łowca daje się traktować jak stadna owca :). Żeby nie było tak łatwo, pływaliśmy głównie kanadyjkami – takimi dużymi dmuchanymi kajakami, które są bardziej chybotliwe niż pontony. Zdecydowanym utrudnieniem był również fakt, że tym razem nie mieliśmy doświadczonego sternika – musieliśmy wziąć odpowiedzialność za manewry na siebie. Nad naszym bezpieczeństwem czuwali co prawda doświadczeniu kajakarze górscy (za co bardzo dziękujemy!), byli oni jednak w swoich pojedynczych kajakach, więc komunikacja i wsparcie było bardzo ograniczone. Na rwącej rzece górskiej szum nurtu skutecznie utrudnia słyszalność. Niemniej, to dzięki samodzielnemu sterowaniu emocje były tak duże, w szczególności zaraz po wywrotce.

Przećwiczywszy ratownictwo, podstawowe znaki, oraz sposób zachowania na wodzie i w wodzie, ruszyliśmy na pierwszy odcinek rzeki Moll. Pierwsze kilometry wydawały się proste, aż do momentu przygody z gałęziami, gdzie nie zdążyliśmy wpłynąć do cofki (przybrzeżnego miejsca bez nurtu), zostaliśmy wywróceni i wpadliśmy pod łódkę. To właśnie drzewa przy brzegach, poza kamieniami stanowią największe zagrożenie. Łatwo o nie zahaczyć i niedoświadczony kajakarz szybko zapomni o utrzymywaniu przeciwwagi i pójdzie pod wodę. W momencie wywrotki należy pamiętać o łapaniu pagaja (o ile to możliwe) ale przede wszystkim o przyjęciu właściwej pozycji. Płyniemy na plecach w taki sposób abyśmy widzieli swoje stopy – to uchroni nas przed uderzeniami o kamienie i co gorsza zaklinowaniem w nich. Dodatkowo, taka pozycja pozwala ratownikowi na kajaku podpłynąć do nas i wziąć na hol. Jeśli jesteśmy blisko brzegu, możemy szybko odkręcić się na brzuch i dopłynąć w bezpieczne miejsce. Nawet Łowca Wrażeń przyzna, że moment wpadnięcia do zimnego (6-9 stopni) i wartkiego potoku dostarcza sporo adrenaliny i wydostać się wcale nie jest tak prosto.

Po pierwszej zaprawce w dolnych partiach rzeki Moll, udaliśmy się wyżej gdzie nurt znacząco przyśpieszył, a my nie uniknęliśmy skąpania się i akcji ratowniczej. Ostatniego – trzeciego dnia byliśmy już gotowi na rzekę Isel. To potężna masa wody, ogromne – kilkumetrowe fale i ciągła koncentracja i emocje. Na Isel stanowiliśmy jedynie, jakże kluczowy napęd, w sterowaniu wspomógł nas instruktor – Bartłomiej Majcherkiewicz. W innym przypadku mogłoby by nam zabraknąć umiejętności, a sama odwaga chyba by nie wystarczyła. Przez 3 dni pokonaliśmy jakieś 45 km trasy na górskich rzekach i czujemy, że nie jest to nasze ostatnie słowo. Tymczasem obejrzyjcie filmik, przygotowany przez M-CANOE.

Sprawdź się i Ty

Jeśli lubisz nowe przygody na styku wody, skał i powietrza, to spróbuj raftingu.  Zaproś znajomych i zawalczcie wspólnie z żywiołem. W Polsce rzeki są raczej łagodne, więc nie masz się czego obawiać. Jak Ci się spodoba to pojedziesz dalej, aby zmagać się w trudniejszych warunkach, może do Austrii. Poniżej kilka linków do stron i organizatorów, którzy pomogą Ci zrealizować pomysł. My na pewno jeszcze wrócimy do walki z żywiołem rzecznym, coraz bardzie zachęcająco brzmi rzeka Colorado i przeprawa przez Wielki Kanion.

Przy wyborze trasy zwróć uwagę na skalę trudności:

Międzynarodowa skala trudności rzek górskich

WWI (pływaliśmy – spokojnie)– spokojny nurt, małe fale, sterowanie pontonem jest prawie niewymagane;

WWII (pływaliśmy – całkiem fajnie) – szybszy nurt, nadal bez przeszkód;

WWIII (pływaliśmy – są emocje i łatwo o wywrotkę)– duży stopień trudności, fale nieregularne, przeszkody w postaci kamieni, spotykane odwoje i małe wiry;

WWIV (przed nami)– bardzo duży stopień trudności, tylko dla bardzo zaawansowanych, często wymagane rozpoznanie z brzegu, długie bystrza;

WWV (chyba nie dojedziemy do tego poziomu)– wyjątkowo wysoki stopień trudności, tylko dla bardzo doświadczonych (zezwala się na organizowanie spływów dla amatorów, pod warunkiem, że ponton prowadzi kapitan z odpowiednim stażem);

WWVI (życie nam jeszcze miłe więc odpuszczamy :))– skrajnie trudno, przepłynięcie jest na granicy ludzkich możliwości, nawet dla osób o ogromnym doświadczeniu.

Przydatne linki

http://www.m-canoe.pl/

http://www.rafttrek.eu/

http://www.raftingadventure.sk/2008/

http://www.ski-raft.pl/rafting.html