Nadszedł czas, w którym nasze żołądki pracują na najwyższych obrotach. W końcu trzeba spróbować świątecznych potraw oraz zasmakować w zestawie ciast i pierników. Jeśli jednak kolejny rok ze śledziem nie przyspiesza wam bicia serca, prezentujemy nasze zestawienie potraw wigilijnych, których raczej nie znajdziecie dziś na stole. Przed wami alternatywa dla wigilijnej wyżerki – dziwne dania, które zamówicie w warszawskich restauracjach. Kto się odważy?
1. Szpik
Cena: 20 – 30 PLN
Ocena: 8/10
Gdzie: między innymi Ed Red, Butchery & Wine
2. Sushito
Dla zwolenników egzotyki rarytasem może się okazać sushito, czyli hybryda japońskiego sushi i meksykańskiego burrito. Brzmi dziwnie? A nie jest. W smaku całkiem niezła przekąska. I do tego sycąca, bo sushito, które dostaniecie w lokalu na Kruczej to całkiem porządny zapychacz. O tym co chcecie w swoim zawiniątku sami decydujecie. W menu znajdziecie karkówkę, wołowinę, kurczaka w panierce panko oraz ryby i owoce morza. Te dwie ostatnie pozycje zdecydowanie bardziej zbliżają danie do sushi, więc, choć smaczne, to odradzamy, bo was niczym nie zaskoczą.
Cena: 20 – 30
PLN Ocena: 7/10
Gdzie: Om nom nom
3. Ślimaki
Mimo, że we Francji uchodzą za rarytas, ślimaki nie podbiły gremialnie talerzy nad Wisłą. Co ciekawe, polskie winniczki uchodzą za jedne z lepszych i są eksportowane za zachodnią granicę. Zanim spróbujemy ślimaka musimy wydobyć go ze skorupy, co nie jest prostym zadaniem i może przysporzyć trudności. Ślimak ma konsystencję rozpływającej się gumowej żelki. Smaku „potrawie” nadają dodatki w jakich był przyrządzony. Nam szczególnie przypadł do gustu ślimak duszony w maśle i czosnku. Możemy śmiało polecić ślimaki jako nieprzeciętną przystawkę.
Cena: Nie pamiętamy. Pewnie z 20 PLN.
Ocena: 7/10
Gdzie: Targ Śniadaniowy, Targ Rybny
4. Świńskie uszy
Skrawki podsmażonej w oleju skóry z niewielkimi chrząstkami. W konsystencji uszy są, najprościej rzecz ujmując, nieprzyjemne. Nie brzmi to zachęcająco i w sumie zachęcająco też nie smakuje. Da się wyczuć posmak boczku. Pytanie pojawia się tylko dlaczego zamiast nieprzeciętnie wyglądającej przystawki, nie zamówić po prostu kawałka boczku.
Cena: 10-20 PLN
Ocena: 3/10
Gdzie: wybrane wietnamskie i chińskie restauracje np. China Town
5. Kurze łapki
Podczas wycieczek do Tajlandii człowiek się stara, żeby przypadkiem nie zamówić tego azjatyckiego przysmaku. Kto by pomyślał, że przyjdzie nam to zjeść w Warszawie. I to z własnej, nieprzymuszonej woli. Nasze przemyślenia na temat tej przystawki? Jak nie musicie, to po prostu jej nie jedzcie.
Cena: 10-20 PLN
Ocena: 2/10
Gdzie: wybrane wietnamskie i chińskie restauracje np. China Town
6. Stuletnie jaja
Nasze kulinarne zmagania w knajpie China Town zakończyliśmy stuletnimi jajami. W sumie całkiem adekwatnie, bo wyglądają jak trzykolorowe żelki. W sumie tak też smakują, tyle że zamiast znanych i kochanych Haribo dostajemy coś, co w konsystencji przypomina nieco bardziej miękką wersję żelków (coś między żelkiem a galaretą). Smaku natomiast zbytnio nie ma. Chociaż Szymek by się z tym stwierdzeniem nie zgodził, bo jego zdaniem smak tam jest, a w zasadzie to niesmak.
Cena: 10-20 PLN
Ocena: 2/10
Gdzie: wybrane wietnamskie i chińskie restauracje np. China Town
7. Surströmming
Surströmming czyli cuchnący, sfermentowany śledź. Jeżeli ktoś odważy się skosztować to poczuje nutkę lekko słonego smaku. Dla ciekawych szersze doznania z opisu Michała, który już kiedyś pojawił się na blogu:
Czym tak naprawdę jest to cudo, którego przewozu zakazała część linii lotniczych? Szwedzi, złowione na wiosnę, śledzie trzymają w beczkach na słońcu do czasu gdy nie zaczną fermentować. Następnie zamykają je w puszkach, gdzie proces fermentacji trwa nadal. Puszki w związku z dużą ilością gazu pojawiającego się wewnątrz zaczynają wtedy zmieniać kształt z walcowatego na lekko kulisty. Kumpel, który przywiózł smakołyk mówił, że Szwedzi porównują go do naszych kiszonych ogórków. Ponoć jednak, sami Szwedzi nie tykają tego specjału, jest on produkowany dla chętnych wrażeń turystów.
Z samą puszką trzeba postępować bardzo ostrożnie, zalane ubranie nadaje się tylko i wyłącznie do wyrzucenia. Po otwarciu puszki … no właśnie … nigdy wcześniej i nigdy później nie miałem okazji czuć takiego smrodu. I nawet ciężko mi go do czegoś porównać. Wylane szambo to przy tym dość przyjemna woń. Błędnie myślałem, że może smak wynagrodzi cierpienia. Niestety po rozgryzieniu śledzia w ustach pojawia się odór, który wręcz wymusza odruch wymiotny.
Mimo straszliwego smrodu i równie paskudnego smaku nie wywołuje żadnych kłopotliwych następstw. I to chyba jedyny plus.
Cena: lepiej po prostu nie kupować (ok. 50 PLN za puszkę)
Ocena: 1/10
Gdzie: Wybrane sklepy lub od znajomych
8. Piwne szoty
Jedni do potraw wigilijnych zaliczają kompot z suszu, my z kolei dodać chcieliśmy piwne shoty. Możliwości wypicia ciekawych piw w Warszawie są coraz większe, dzięki powstającym multitapom (barom z wieloma piwnymi kranami). Stojąc przed ścianą pełną piwa, pojawia się jedno pytanie. W jaki sposób wybrać, piwo które będzie nam smakowało z całej plejady gatunków i smaków. Najprościej jest spytać barmana o poradę. Jednak zamiast powierzać jakże odpowiedzialną decyzję innej osobie, możemy wypróbować interesujące nas piwo, prosząc o małą próbkę (shota). Najlepiej od razu poprosić o próbki wszystkich piw jakie dany browar ma na stanie. W naszym teście były to 63 shoty. Podobno najlepsze było piwo nr 21, ale kto by się tym przejmował…
Cena: 1 PLN za shot
Ocena: 10/10
Gdzie: PiwPaw na Żurawiej
9. Bycze jądra
Do Ed Red trafiliśmy w sumie właśnie ze względu na ten kulinarny wybryk natury. Podawane są z sosem z białej czekolady i pistacji. Dla przełamania smaku na talerzu znajduje się też kilka winogron. Przydają się, nie powiem, do zagryzienia. Sosik bardzo fajny, ale jądra, cóż, nie przypadły nam do gustu. Co można o nich powiedzieć? Balmas po przegryzieniu, a w zasadzie przeżuciu, skwitowała jednym zdaniem: „smakują jak niedobra szynka”.
Cena: 21 PLN
Ocena: 6/10
Gdzie: Ed Red
10. Czernina
No dobra, ale jak Wigilia to musi być też jakieś zastępstwo barszczu. Co prawda akurat nie spotkaliśmy się z odmową w konkurach (dzisiaj, jutro też jest dzień), ale zapragnęliśmy poczuć smak zupy podanej Jackowi Soplicy, więc sami sobie zamówiliśmy „czarną polewkę”. Najlepszą czerninę, czyli zupę na bazie kaczej krwi, zrobi wam babcia, ale jak akurat nie macie takowej pod ręką, to idźcie na ulicę Widok. Jak smakuje? Metalicznie. Jak skwitowała moja znajoma: „albo pokochasz albo rzygniesz”.
Cena: 12 PLN
Ocena: 5/10
Gdzie: Rest Cafe Pasaż
11. Kawał egzotycznego mięcha
Musimy się przyznać, że tej ostatniej propozycji jeszcze nie przetestowaliśmy na własnej skórze. Po pożarciu wszystkich poprzednich przysmaków, uświadomiliśmy sobie, że kończy się hajs na prezenty. Na listę postanowień noworocznych wpisaliśmy natomiast kontynuowanie przygody z dziwną kuchnią, dlatego nie omieszkamy zawitać do Serocka i skosztować dań z przedziwnego menu restauracji Żur’a Vina. A co tam takiego serwują? Wszystko. Serio. Wszystko. Łosie, węże, kangury, antylopy, strusie, krokodyle… Z pewnością nie jest to propozycja dla miłośników zwierząt.
Cena: Większość w granicach 100PLN, ale jak ktoś marzy o zjedzeniu węża, to musi wydać dwa razy tyle.
Ocena: To się okaże
Gdzie: Żur’a Vina
P.S. Wiemy, że powinno być 12, ale czasem bywamy też sportowcami, więc nie możemy tyle żreć.
P.S. 2 Wesołych Świąt pełnych samych pozytywnych wrażeń!
Spodobał Ci się wpis? Zostaw komentarz i kliknij lubię to! Dzięki!