Przyszła jesień, deszcze i wichury. Nie pozostaje nam nic innego jak z sentymentem wspominać letnie wieczory na dawnym Dworcu Głównym, gdzie beztrosko zajadaliśmy się kanapkami z pulled porkiem, wietnamskimi banh mi, pełnymi kolendry tacosami i skropionymi cytryną ostrygami.

 

Ten post tworzę leżąc pod kocem, popijając herbatę i zastanawiając się czemu mój kaloryfer tak słabo grzeje, a ciepłe wieczory zakrapiane wystanym w piętnastominutowej kolejce piwem z Innych Beczek wydają się być odległym snem. Czemu by jednak do tego snu nocy letniej na chwilę nie wrócić? Odwiedziny w najnowszej hipsterskiej gastromiejscówce – Koszykach, dopiero przede mną, więc zanim przestawię się na street food w wersji zimowej, przypomnę sobie gdzie cała Warszawa jeszcze niedawno spotykała się by kolektywnie pożerać rameny i gofry z lodami.

1

Lans przy kotlecie?

Jedni Nocnym Marketem byli zachwyceni i porównywali go do azjatyckich bazarów czy berlińskich miejscówek, inni narzekali na masakryczne kolejki po zbyt drogie żarcie i niebezpieczny wręcz poziom lansu. Dla mnie Nocny Market był ciekawą alternatywą dla weekendów nad Wisłą, nad którą nie zawsze miałam po drodze.

29

Kolejki owszem, były, przede wszystkim do stoisk z alkoholem. Lans i hipsteriadę też ciężko przeoczyć. Mi samej zdarza się jednak uskuteczniać czasem modę dla powodzian i wystawiać kostuszki na widok ludzkości, więc szczególnie mnie to nie zabolało. Oprócz tych „niedogodności” na Nocnym Markecie można było też znaleźć kilkadziesiąt stoisk z naprawdę dobrym jedzeniem, niezłą muzykę, wystawy zdjęć, a nawet studio tatuażu i kącik manicure dla dziewczyn, które po wyjściu na imprezę zapragnęły uatrakcyjnić swe paznokcie.

Menu dnia

Na Nocnym Markecie każdy znajdzie coś dla siebie. Wielbiciele mięsa mogą wybierać między kanapkami z porchettą, miskami pełnymi gorącego chilli con carne, bułkami z długo pieczonym mięsem kaczki czy klasycznymi burgerami. Street foodowi tradycjonaliści mogą też spróbować wariacji na temat hot doga. Jeśli jesteś wege, też nie zginiesz. Możesz pochłonąć falafele, ramen na warzywnym bulionie, tybetańskie pierożki czy bezrybne sushi. Rybne sushi też się znajdzie i to w kilku odsłonach.

Najlepsze jest to, że wystawcy co tydzień się wymieniają [przynajmniej częściowo], więc zawsze jest szansa na wypróbowanie czegoś nowego. Dla mnie absolutnym numerem jeden była aromatyczna zupa laksa ze stoiska Asian Food Foundation. Jej ogromnym plusem była też cena – piątak to właśnie tyle, ile powinien kosztować azjatycki street food.

21

13

Naszym zdaniem

Mam nadzieję, że Nocny Market powróci w przyszłym roku. Było to fajne miejsce spotkań. Chociaż ciężko było zdobyć miejsce przy stoliku, a kolejki niejednokrotnie były prawdziwym testem cierpliwości, to kolorowe światełka robiły klimat, a zapachy jedzenia sprawiały, że jadło się znacznie więcej niż nakazuje zdrowy rozsądek.

11

Niestety wystawcy na tego typu targach jeszcze nie poszli w opcję wzajemnej współpracy – wolą sprzedawać pełne porcje w pełnej cenie, by klient nażarł się u nich do nieprzytomności i nie musiał dojadać u konkurencji. Ja w obliczu kilkudziesięciu stoisk z jedzeniem nie jestem w stanie się zdecydować na tylko jedno z nich. Jeśli też lubicie próbować jak najwięcej, polecam wam moją strategię: zaproście kogo znacie, porozstawiajcie znajomych w różnych kolejkach, a potem umówcie się w jednym miejscu i próbujcie od siebie nawzajem. To co, widzimy się za rok w kolejce po piwo Zissou?

[Gdzie] Warszawa Główna, ul. Towarowa 3

[Kiedy] W tym roku market działał między 3.06 a 2.10. Kiedy i czy będzie w przyszłym? Zobaczymy.

[Za ile] Piwo 12-14zł, jedzenie w zależności od upodobań – cudem była laksa za 5zł, za falafela daliśmy 15zł, za tacosy czy bao z ośmiorniczkami coś koło 20zł. Burger z kaczką kosztował chyba 26zł, ale za to był naprawdę dobry.