Brzmi trochę jak zakończenie książki – w naszym odczuciu dobrej. I trochę tak to traktujemy. Sezon startów w Runmageddon zakończyliśmy mocnym akcentem – Górskim Runmageddonem na południu Polski. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy Wam o tym nie opowiedzieli!

Znowu Runmageddon?

Rok 2018 to dla Oltona i Bartka początek przygody z OCR. Bartek zaliczył pierwszy start na dystansie Rekrut w maju w Modlinie. Potem wspólny start razem ze świetną ekipą w Lesznowoli, również na dystansie Rekrut (o czym możecie przeczytać tutaj: http://lowcywrazen.pl/blog/runmageddon-z-lowcami-podsumowanie/ ).

Wydawać by się mogło, że to koniec tegorocznych zmagań z OCR’ami. Ale jak się okazało to wcale nie był koniec. Po części za namową znajomych, a po części ze względu na bycie Łowcą Wrażeń 😉 zapisałem się na start Górskiego Runmageddonu na dystansie Hardcore. Termin zawodów: 21.10.2018r.

Hardcore? A który to?

Hardcore – czyli 21 km i po drodze 70+ przeszkód. Jedna z trzech głównych formuł Runmageddonu.

Jak poszło?

Dobrze, chociaż nie można powiedzieć, żeby było to najłatwiejsze zadanie w mojej karierze łowieckiej. Nie będę opowiadał o każdej przeszkodzie i każdej minucie. Było ich sporo (jednych i drugich). Temperatura: max 8 st. C. Przewyższenia: ponad 1200 metrów. Ciągłe podejścia i zbiegi. Deszcz i mgła. Duża część trasy w strumieniach górskich. Mokre liny, których nie dało się złapać, ściany na których się ślizgaliśmy, czołganie w błocie, mokre kamienie na trasie (brak przyczepności) i wiele innych „smaczków”.

Najgorszy moment: widok zawodnika zwożonego przez ratowników quadem i niewypowiedziane pytanie: co takiego jest dalej na trasie, że zwożą uczestników…?

A z drugiej strony: Walka. Taka w najczystszej formie. Na każdej przeszkodzie, na każdym kilometrze. I świetni ludzie. Skoncentrowani, starający się zachować dobry humor (niezależnie od sytuacji) i pomocni. Wiem, że po wyścigu pojawiały się różne komentarze, ale ja przez ponad 5,5 godziny na trasie nie spotkałem nikogo, kto odmówiłby drugiej osobie udzielenia pomocy. Do tego ogromna radość z tego czego jest się uczestnikiem i świadkiem. I nasza ekipa, na którą na każdym etapie można było liczyć. (Dzięki „the brothers”!!!)

Z najlepszych momentów, w pamięci zapadły mi dwa. Pierwszy miał miejsce na drugim punkcie regeneracyjnym. Istniało ryzyko, że jeżeli nie wyrobimy się w określonym czasie to organizator nie zezwoli na pokonanie pozostałej trasy. Ale wyrobiliśmy się całą drużyną w limicie czasu więc mogliśmy kontynuować. A drugi to meta. I kubek ciepłej herbaty! Chyba nigdy nie piłem tak dobrej herbaty 😀

Podsumowując

Przez dwa dni po starcie wiedziałem, że mam dość. I standardowo: „nigdy więcej”. Dziś w kilka tygodni po starcie, wiem że 2019 to rok ataku na Weterana. Czyli pokonanie wszystkich trzech dystansów (Rekrut, Classic i Hardcore) w jednym roku kalendarzowym. Pojawiła się też wstępna koncepcja Iron Mana lub jego „ułamki”….

Co z tego wyjdzie dowiecie się za jakiś czas.

Bartek