Nie wiem czy wiecie, ale od 7 września 2016 zgodnie z nowym rozporządzeniem nie możecie latać dronami o masie większej niż 600 gram w terenie zabudowanym jeśli nie posiadacie uprawnień do obsługi bezzałogowych statków powietrznych. Ja na przykład nie wiedziałem. A za latanie moim Phantomem groziłoby mi w tym wypadku do roku pozbawienia wolności.

Moja przygoda z dronami rozpoczęła się około dwóch lat temu. To wtedy zakupiłem Phantoma 2, który sprawił mi dużo więcej problemów niż radości. Sam pewnie nie zdecydowałbym się na kurs, ale udało mi się wygrać takowy w konkursie organizowanym przez Virgin Mobile we współpracy z Dron House. Tyle tytułem wstępu, który z pewnością mało Was interesuje. Do konkretu!

Rozporządzenie z września 2016

Nie można latać w mieście – ” … zachowując odległość poziomą nie mniejszą niż 100 m od granic zabudowy miejscowości, miast, osiedli lub zgromadzeń osób na wolnym powietrzu … „. Oczywiście możecie latać sobie małymi zabawkami, ale jeśli posiadacie już np. takiego Phantoma to nie polecicie. To znaczy możecie lecieć. Ale przepis jest. Nie sądzę, żeby policji chciało się Was ścigać, ale ryzyko istnieje. Dodatkowo nie powinniście w ogóle pojawić się w tak zwanej strefie CTR czyli w promieniu 6 kilometrów od lotniska. To tyle jeśli chodzi o uzasadnienie czy warto wyrobić sobie uprawnienia. A i oczywiście bez uprawnień możecie latać tylko rekreacyjnie lub sportowo. Ale to pewnie wiecie.

Najtrudniejszą rzeczą jeśli chodzi o sam kurs jest moim zdaniem wykonanie przelewu, co mnie akurat na szczęście ominęło. Nie jest to bowiem tania sprawa. Sam kurs VLOS kosztuje 3 tysiące złotych. Przynajmniej w Dron House. Przeglądając fora internetowe znajdziemy informacje o kursach w przedziale 1-3 tysiące złotych. A co to ten VLOS właściwie jest? Istnieją dwa podstawowe uprawnienia dla operatorów:
VLOS – czyli po prostu latanie w zasięgu wzroku;
BVLOS – czyli sterowanie poza zasięgiem wzroku przy pomocy obrazu przesyłanego z drona;

Czy opłaca się robić BVLOS. Nie wiem. Teoretycznie możecie sobie latać na kamerze a jak ktoś będzie chciał Was skontrolować to powiecie, że latacie w zasięgu wzroku. Nie wiem jak to będzie wyglądało przy lotach komercyjnych. Niestety cena kursu BVLOS to 10 tysięcy złotych. Kosmos.

Drone House

Koszty dodatkowe:

  • badania lekarskie. Morfologia, mocz, audiometria, okulista, ekg. Szczerze Wam powiem, że sądziłem, że takie badania wyglądają podobnie do tych  na prawo jazdy. Przyjdę, zapłacę stówkę, miła lub nie pani się zapyta czy coś mnie boli. Ja powiem, że oprócz życia to w sumie nic mi nie dolega. Pani spojrzy pobłażliwie i podbije mi papierek. Nie tym razem. Badania miałem w piątek rano. W czwartek wybrałem się z kumplem na piwo. Rano w związku ze zmęczeniem spowodowanym intensywnym wieczorem zjadłem obfite śniadanie i udałem się do Polmedu na ulicę Puławską w Warszawie. Po pozbyciu się z bólem serca 320 złotych wszedłem do gabinetu gdzie miał miejsce następujący dialog:
    – to teraz pobierzemy panu krew.
    – … pani doktor … ale jak krew, to chyba na czczo trzeba … prawda?
    – No oczywiście, że na czczo! A co, pan nie jest na czczo?!
    – A w życiu.
    Jakoś się udało, chociaż cholesterol pewnie wyszedł mi wyższy niż mojemu staremu. Oprócz badania krwi, mocz, ekg, później audiometria, okulista i na końcu orzecznik, który zada trochę pytań i wydrukuje w końcu to co ma wydrukować.
  • ubezpieczenie OC – obowiązkowe na czas egzaminu i jeśli chcecie latać nie rekreacyjnie i sportowo.
    Dostałem dwie opcje z Dron House. Ubezpieczenie na 30 dni za 50 złotych lub na rok za 235 złotych. Wybrałem pakiet roczny.
  • egzamin

    – egzamin teoretyczny: 53zł
    – egzamin praktyczny: 105zł
    – wydanie świadectwa UAVO: 43zł

Phantom

Czyli przy wykupieniu OC operatora na rok w sumie będzie Was to kosztowało:

3 756 złotych

I to koniec części pierwszej. Chociaż zdaje mi się, że po zobaczeniu tej kwoty dla większości może to być część pierwsza i ostatnia.