Koreanka chyba najpierw pojawiła się na Nocnym Markecie. Opinie o serwowanej przez nich koreańskiej kuchni były świetne. Miało być smacznie, egzotycznie, autentycznie. Zamówiona podczas któregoś leniwego letniego wieczoru na dworcu, kanapka była w porządku, ale niczego nie urywała. Jakiś czas później otworzył się lokal przy Koszykowej. Trzeba było iść i sprawdzić.

W malutkim, przytulnym lokalu w jednej z kamienic na Koszykowej umawiam się z Doris żeby przygotować się do naszej prezentacji o Mongolii. To właśnie w tym kraju zażerałyśmy się doskonałym koreańskim żarciem. W Ułan Bator mniejszość koreańska zawładnęła sceną gastronomiczną, więc dają tam naprawdę świetnie zjeść. Lokalizacja co najmniej odważna. Praktycznie ściana w ścianę z obleganą Halą Koszyki. Pierwszy raz zdarza mi się też, że aby dostać się do knajpy trzeba zadzwonić domofonem. Muszę przyznać, że stwarza to atmosferę domowości. Czujemy się trochę jakbyśmy szli do kogoś na obiad, a nie do pierwszej lepszej knajpy. Wchodzę do lokalu. Wystrój jest prosty, pełen drewna, z niewielkim dodatkiem pinterestowej miedzi. Podoba mi się.

Koreanka Koszykowa

Koreańscy trendsetterzy

Kuchnia koreańska została ochrzczona jednym z największych trendów kulinarnych 2017 roku w Polsce. Faktycznie koreańskich knajp robi się coraz więcej, a ludzie zaczynają kojarzyć charakterystyczne dla niej składniki czy potrawy. Jeszcze niedawno na pytanie „jakie jest koreańskie jedzenie?” większość z nas odpowiadała „…yyy?”, teraz wszyscy kojarzymy kimchi, koreańską pastę chili, bibimbap czy bulgogi. Pierwsze przebłyski koreańskiej kuchni w Polsce najczęściej skierowane były do bogatszych klientów. Często menu koreańskie pojawiało się jako dodatek w knajpach specjalizujących się w sushi. Potem zaczęły powstawać dedykowane restauracje. Wciąż raczej z wyższej półki. A musicie pamiętać, że my jesteśmy nędzarzami.

Koreanka Koszykowa

Koreanka Koszykowa

W końcu koreańskie knajpy zaczęły się pojawiać i serwować dania też dla klasy średniej [to my, joł!]. Pojawił się jednak nowy problem… cholerni turyści kulinarni! O tym trochę już było przy okazji recenzji zlokalizowanej nieopodal Meksykańskiej perełki – La Sirena. Jeździmy po świecie, próbujemy lokalnych przysmaków, a później oczekujemy we własnym mieście, że te smaki zostaną w etnicznych knajpach odtworzone co do joty. Jest to grzeszek, którego wszyscy jesteśmy winni. Wystarczy przejrzeć opinie na Zomato, duża część z nich będzie zawierać zarzuty, że dania serwowane w knajpie japońskiej, wietnamskiej, meksykańskiej, włoskiej, gruzińskiej czy jakiejkolwiek innej są „nieautentyczne”, „nieprawdziwe”, „nie takie jak pamiętam”. W przypadku lokali z jedzeniem koreańskim jest nie inaczej. Nic dziwnego, że część szefów kuchni uznała, że nie ma co ryzykować i swoje dania określa mianem „fusion”. Tak jest bezpieczniej. Tylko spójrzcie na The Cool Cat. Przemycają koreańskie składniki, ich K-fries zażera się połowa skacowanej Warszawy a nikt nie ma pretensji, że jest to „nieprawdziwe”. Bo nigdy nie miało być.

 

Na talerzu

Koreanka ma być jednym z tych lokali idących w stronę oryginału azjatyckiego. Nic dziwnego, w końcu szefowa kuchni to rodowita Koreanka. My w Korei nie byliśmy (jeszcze!), więc nie wiemy czy serwowane w lokalu dania są „autentyczne” czy zeuropeizowane i „oswojone”. I szczerze mówiąc, kompletnie nas to nie interesuje. Ważne, że jedzenie jest po prostu pyszne! W dodatku porcje są tak potężne, że spokojnie starczyły by mi na dwa obiady. Z lokalu wyszłam (bardziej się wytoczyłam) pełna i szczęśliwa. A czy nie o to w tym wszystkim chodzi, żeby jedzenie sprawiało przyjemność?

Koreanka Koszykowa

 

Z koreańskich uczt, które pamiętam z pobytu w Mongolii, najbardziej w pamięć zapadł mi bibimbap. Danie mające opinię najbardziej instagramowego, ze względu na starannie podzielone składniki i różnorodność kolorów. Zresztą świetnie się wpisuje we wszechobecny szał na „bowle”. Bez wahania zamówiłam więc mięsną wersję tego dania ze świetnie doprawioną wołowiną. Do tego mnóstwo różnych warzyw i ryż, stanowiących podstawę dania. W zestawie zdziwił mnie, choć pozytywnie, bakłażan. Całość sprawiała wrażenie domowego, rodzinnego posiłku, a smaki pasowały mi do jesiennej aury. Prawdziwy comfort food. Całość smakowała wybornie i nie omieszkam wrócić po więcej.

 

Koreanka Koszykowa

 

W tym tygodniu miałyśmy okazję uczestniczyć w prowadzonym przez Japończyk Gotuje warsztacie z gotowania ramenu w Polish Your Cooking. Nie mogłyśmy więc sobie odmówić spróbowania koreańskiej wersji tej aromatycznej zupy. Była pikantna, ale nie ostra, z pewnością jednak skutecznie rozgrzewała. Podobnie jak w przypadku bibimbapu, zdecydowałyśmy się na wersję mięsną. Dodatków było sporo, wywar był pyszny, a makaron zapełnił wygłodniałą Doris do tego stopnia, że nie była w stanie skończyć porcji (a to nie w jej stylu!). Mimo, świeżo odbytego przeszkolenia ramenowego, mogę się mylić, ale makaron wydawał mi się bardziej udonowy, niż ten, który robiliśmy podczas kursu. Mogę się jednak mylić jak cholera. W każdym razie całość była mega dobra.

Koreanka Koszykowa

Do tej uczty zamówiłyśmy jeszcze koreański napój na zimno (na bazie ryżu?) oraz  ryżową herbatę. A na dzień dobry dostałyśmy zestawik bardzo smacznych marynowanych warzyw. Wszystkie potrawy podane są w tak pięknych naczyniach, że autentycznie musiałam ze sobą walczyć, żeby nie upchnąć ich cichaczem do plecaka.

Podsumowując, Koreanka jest super, będziemy polecać znajomym, a w zimie pewnie nie raz tam wrócimy, bo taka domowa atmosfera idealnie pasuje do długich i mroźnych wieczorów, kiedy żyć się odechciewa i jedyne co nas cieszy to wielka micha pełna gorących przysmaków.

Koreanka Koszykowa