Tak jak jedni wspinają się na górskie szczyty, aby podziwiać piękno otaczającego świata, tak drudzy kierują spojrzenie w głąb morskich i oceanicznych odmętów, aby odkryć tajemnice kryjące się na różnych głębokościach. Podróżując po Tajlandii z Moniką, nie mogłam oprzeć się pokusie zejścia pod wodę.

Przygotowania

Tak naprawdę przygotowania polegały na szybkim kursie bezpieczeństwa – na lądzie, omówieniu wszystkich zasad, jakie panują pod wodą, terminologii związanej z nurkowaniem, działaniem sprzętu oraz opanowaniu systemu znaków – do porozumiewania się pod wodą. Kurs kontynuowany był na statku, który wiózł nas do punktu zrzutu ;), a potem nastąpiły ćwiczenia praktyczne – na głębokości dwóch metrów.

Bezpieczeństwo i sprzęt – na sucho

Człowiek to nie ryba – nie oddychamy samodzielnie pod wodą. Wiem, że nie odkrywam tu Ameryki, ale trzeba to sobie uświadomić, bo za tym idą wszelkie pozostałe konsekwencje dla nas, jako ludzi próbujących nurkowania. Skoro tak, tlen musimy zabrać ze sobą w wielkich i ciężkich butlach, które lądują na naszych plecach. Tracą na swym ciężarze pod wodą, ale zanim to nastąpi trzeba je tam donieść 🙂 Przy butli znajduje się wskaźnik ciśnienia, który informuje nas o tym ,ile czasu jeszcze możemy pozostać pod wodą i kiedy należy się zbierać do góry. Zanim zanurzymy się w wodzie sprawdzamy butlę, czy jej zawór do którego przykręcimy za chwilę nasz regulator (przez który będziemy oddychać) nie jest uszkodzony – nie ma zerwanej naklejki zabezpieczającej. Po dokręceniu regulatora, sprawdzamy poziom tlenu w butli.

 

Butla przymocowana jest pasami do naszej kamizelki, którą zakładamy po ubraniu się we wdzianko do nurkowania. Owo wdzianko to zazwyczaj kombinezon zapinany od tyłu, może być z krótkimi rękawkami i nogawkami, albo z długimi. Są też oczywiście specjalne kombinezony, w zależności od głębokości i temperatury wody, ale to jeszcze nie na nasz etap. Kamizelka ma dwa zaworki, jeden do jej pompowania (kiedy chcemy nabrać objętości i się wynurzyć) i drugi do wypuszczania powietrza (zanurzanie). Zaworami tymi sterowała nasz instruktorka, kiedy nie potrafiłyśmy złapać odpowiedniego pionu 🙂 lub też poziomu. My też możemy to robić za pomocą specjalnego zaworu w rurce, który bardzo przydaje się przy wynurzaniu. Pod linią kamizelki zakładamy jeszcze pas z odpowiednimi ciężarkami – w zależności od naszej wagi, żeby się odpowiednio zanurzyć. Generalnie płochliwym paniom nie zalecam wchodzenia na wagę w pełnym osprzęcie 😉

Do dyspozycji mamy też dwa regulatory, przez które oddychamy pod wodą – podstawowy i zapasowy, gdyby przypadkiem z tym pierwszym coś się stało. Przed zejściem do wody sprawdzamy na sucho, czy daje się przez nie swobodnie oddychać. Jest to, rzekłabym, kluczowe 🙂

Pozostaje już tylko maska, którą też trzeba umieć operować w wodzie, jeśli naleje się nam woda, a także płetwy, w których musimy doczłapać się do krawędzi statku, aby wykonać nasz pierwszy krok.

 

Zasady ciąg dalszy – na mokro

Trochę teorii przedstawiłam powyżej… myślę, że o rzeczach tak oczywistych jak niebezpieczeństwo dekompresji wiemy. Generalnie – we wodzie wszystko robimy wolno: wolno się zanurzamy, wolno pływamy, nie wykonujemy gwałtownych ruchów i przede wszystkim – wolno się wynurzamy. Na bardzo dużych głębokościach pamiętamy o zasadzie, że wypuszczane przez nasze usta bąbelki powietrza nie powinny nas wyprzedzać na drodze na powierzchnię.

Na początku zanurzyłyśmy się w płytkiej wodzie, gdzie trochę poklęczałyśmy na dnie, żeby przyzwyczaić się do samego konceptu nurkowania. W warunkach polskich, gdzie nie mamy oceanów, takie ćwiczenia przygotowujące do nurkowania odbywają się na basenach, bądź w jeziorach.

Muszę tu koniecznie powiedzieć jak bardzo jestem dumna z Moniki, ponieważ jej przygoda z pływaniem jakimkolwiek zaczęła się zaledwie 9 miesięcy przed naszym pierwszym nurkowaniem. Monia co prawda zaparła się płetwami o statek i powiedziała, że nie ma takiej siły, która zmusiłaby ją do wskoczenia do wody (skakać też nigdy nie skakała), ale jednak pokonała strach i obie wylądowałyśmy pod wodą.

Kiedy już się tam znalazłyśmy zaczęłyśmy wcielać w życie teorię, której wysłuchałyśmy na brzegu: uczyłyśmy się kłaść na dnie, zanurzać, wynurzać, reagować, kiedy wypadnie nam z ust regulator do oddychania, oczyszczać maskę z wody i sygnalizować rozmaite sytuacje za pomocą gestów.

Jak wiemy – pod wodą raczej sobie nie porozmawiamy, a więc możemy sobie tylko pokazywać. Jeśli coś z nami jest nie tak, musimy zwrócić na siebie uwagę innej osoby – dlatego uważam że nie powinno się pływać samemu – i pokazać o co nam chodzi. Pokazanie że coś jest nie tak, nie wystarcza – trzeba jeszcze określić co: np. wskazując na ucho – jeśli mamy problem z ciśnieniem, czy jest nam zimno, pokazując uniesiony kciuk w górę jeśli chcemy się wynurzyć (pod wodą uniesiony kciuk nie oznacza „ok” 🙂

Skok na głęboką wodę

I potem było już jak na filmach 🙂 piękne zielone przestrzenie, kolorowe rybki mijające nas ze zdziwieniem w oczach, bąbelki wydychanego przez nas powietrza wirujące wokół naszych twarzy…. Prawie zapomniałam, że jestem pod wodą. Piękno całej tej podwodnej przestrzeni było urzekające.

Podczas pierwszego zanurzenia zeszłyśmy na jakieś 5 metrów, a za drugim i trzecim razem byłyśmy na 13,4 metra, co jak na pierwszy raz wydaje się być całkiem niezłym zanurzeniem.

Samo oddychanie jest ciekawe, jest o wiele głośniejsze i bardziej widoczne niż na powierzchni 🙂 Trzeba się go troszkę nauczyć, bo jednak jest to oddychanie przez rurkę w innych okolicznościach przyrody. Jest to bardzo ciekawe doświadczenie – nie można jednak przesadzać, bo więcej nabieranego powierza wcale nie znaczy lepiej. Hiperwentylacja pod wodą to nie jest dobre rozwiązanie. Oddychanie i sposób oddychania warunkuje też naszą pozycję we wodzie – powinniśmy starać się utrzymywać w poziomie, nie machać za mocno płetwami i… uważać na kolana, żeby nie mieć siniaków 😉 i nie poniszczyć raf koralowych.

Całe szczęście, że była z nami Daniela, nasza instruktorka. Nie tylko jest świetną nauczycielką teorii, ale też prowadziła nas (dosłownie!) przez cały kurs nurkowania. Trzymała nas za kamizelki, sterowała nami i dozowała powietrze w kamizelkach, żeby utrzymać nas na odpowiednim poziomie. Cały czas kontrolowała też nasze samopoczucie – czy wszystko jest z nami w porządku, czy chcemy jeszcze zostać – czy też mamy już dosyć. Pokazywała nam ciekawe miejsca i zjawiska pod wodą, dzięki czemu człowiek zapominał na chwilę, że oddycha przez rurkę 🙂

Chwila grozy

A zapominać o tym nie można… W pewnym momencie poczułam, że jakoś dziwnie mi się oddycha. Wydychanie powietrza szło ok, ale nabieranie jakby się zacinało… Wpadłam w lekką panikę, ale jeszcze próbowałam oddychać. Kiedy coraz bardziej czułam, że coś jest nie w porządku, dałam znać Danieli i zaczęłam przymierzać się do zmiany regulatora na zapasowy. Czyli: mam świadomość że nie dość że dostaję za mało tlenu, to jeszcze mam pozbyć się jedynego źródła… Ciekawe uczucie… Podmieniłam regulatory, zaczęłam głęboko oddychać, a potem już wyrównywać oddech i na szczęście wszystko było w porządku. Daniela sprawdziła czy na pewno nie chcę się wynurzyć i popłynęłyśmy dalej. Przyznam się że jeszcze przez chwilę miałam taką myśl, że trzeba uciekać na górę, ale to uczucie minęło.

Wrażenia

Moje

Byłam urzeczona – to co wielokrotnie widziałam na filmach, nareszcie stało się również moim udziałem. Był strach, ale też respekt do ogromu przestrzeni, wody i przedstawicieli oceanicznej fauny i flory. Sam sport może nie będzie numerem jeden na mojej liście, ale traktuje to jako niesamowite doświadczenie, a przy sprzyjających warunkach na pewno wybiorę się ponurkować. Dobre przygotowanie, trening i instruktor – to klucz do sukcesu – a dla tych widoków naprawdę warto. Koniecznie zabierzcie ze sobą kamerkę!

Monika

Oczywiście strach był ogromny! Szczególnie gdy musiałam zeskoczyć ze statku do morza – w tym momencie chciałam się wycofać… ale małymi kroczkami (w płetwach!) doszłam do krawędzi statku i wskoczyłam! potem tylko ze dwa momenty paniki i już było z górki 😉 oczywiście strach był cały czas i nigdy się go nie pozbędę… ale przeżycia fantastyczne… Rafa koralowa wokół Koh Lipe i okolicznych wysepek przepiękna! Ryby jakich nigdy nie widziałam były na wyciągnięcie ręki. I sam fakt zejścia na głębokość 13 metrów!!!

Przełamywanie własnych strachów zdecydowanie daje dużo do pewności siebie. Ale przede wszystkim możliwość wpisania na listę osiągnięć NURKOWANIA, które dla mnie jest najodważniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłam!!!

 

Jeśli wybieracie się w najbliższym czasie do Tajlandii, możecie spróbować swoich sił w Forra Dive Resort & Liveaboard – Koh Lipe

Jeśli nie, w Polsce jest mnóstwo ośrodków nurkowania, które z pewnością dadzą Wam przedsmak tego co kryją oceany 🙂 Sprawdźcie na Nurkowanie w Polsce – nurkowiska – Nurkomania.

 

Więcej naszych przygód znajdziecie w naszych artykułach i na profilu FB oraz Instagram:

https://www.facebook.com/lowcywrazen

https://www.instagram.com/lowcywrazen